Moi Drodzy,obiecałam w ostatnim poście, że napiszę kilka słów o książkach, które w przyszłym roku ukażą się drukiem i na pewno to zrobię, ale jeszcze nie teraz. Dzisiaj chciałabym napisać Wam o mojej najnowszej powieści, którą właśnie kończę, a która sprawiła, że mogłam sobie trochę pozgłębiać lokalną, nie tak bardzo odległą, historię. Oczywiście w celu szukania inspiracji.
Chociaż jest to głównie opowieść o dwóch, oddalonych w czasie historiach miłosnych, to muszę Wam przyznać, że naprawdę wciągnęłam się w wyszukiwanie informacji o miejscowych kapliczkach, kościołach, partyzantach, a nawet zaczęłam czytać zeszyty historyczne wydawane przez Muzeum Małego Miasta w Bieżuniu, które to, od niepamiętnych czasów, darzę ogromnym sentymentem. Człowiekowi wydaje się, że coś tam wie o miejscu, w którym żyje i z którego pochodzi, a tu nagle się okazuje, że guzik prawda. Że jest w tych miejscach jakaś trudna do opisania magia i nawet przydrożne krzyże kryją w sobie jakąś niesamowitą, a bardzo ważną historię, o której ludzie już dawno zapomnieli. Z powodu tego braku pamięci jest to dość smutne, ale z drugiej strony, takie odkrycia są bardzo piękne. Nagle okazuje się, że wiele mijanych na co dzień miejsc ma duszę, o którą człowiek by ich wcześniej nie posądzał. Ta wiedza dała mi niezwykłą satysfakcję, ale też sprawiła, że zaczęłam patrzeć na nie inaczej. Coś niesamowitego! :)
Wszystkie te moje poszukiwania i przemyślenia sprawiły, że finalnie moja powieść nabrała kształtu, którego wcześniej zupełnie dla niej nie przewidywałam. Jak tak jednak o tym więcej myślę, to zaczyna mi się to nawet podobać. Taki lokalny, małomiasteczkowy folklor i historia są naprawdę piękne i mam ogromną nadzieję, że uda mi się tą książką Was o tym przekonać!
A na koniec serwuję Wam taką oto zapowiedź:
Czy losy starej, doświadczonej przez życie żydówki, mogą w jakikolwiek sposób wpłynąć na historię zakochanych w sobie
ludzi pochodzących z dwóch różnych światów?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz