Ma na imię Martusia, a jej historia wciągnęła mnie tak samo jak Iwonka i Katarzyna, więc czuję, że to jest to! Historia o przybyciu Marty do Sosenek przez dzisiejszy dzień rozciągnęła się aż do 200 stron, co niesamowicie mnie cieszy. Nie chcę na razie zdradzać Wam zbyt wielu szczegółów z jej życiorysu, ale jej historia to trochę smutna, trochę bolesna, trochę zabawna, a przede wszystkim kwiecista opowieść o rozliczaniu się ze swoją przeszłością. Kwiecista, bo Martusia jest florystką :D
Co Wy na to?
PS. Przez nią znów jestem trochę no live, jak to mówi moja kochana siostra, dlatego musicie mi wybaczyć. No i przez nią muszę napisać pierwszy w życiu sonet, co samo w sobie mnie przeraża. Chyba że... podrasuję trochę czyjś sonet, który kurzy się i żółknie zamknięty w moim magicznym pudełeczku. Czekają mnie chyba poważne negocjacje, albo wielkie poetyckie wyzwanie, bo przecież sonet to najtrudniejsza dla poetów forma. :)
Ściskam i całuję,
zapisana
Agata Katarzyna
Boże, Agata, idziesz jak burza!!! :) PS. florystyka, moje marzenie <3 ta jedna informacja wystarcza mi, aby polubić Martusię :)
OdpowiedzUsuńKsiążka pełna jest kwiatów. Właściwie to one nadają wielu wydarzeniom sens. Mam nadzieję, że Ci się to spodoba, chociaż o pracy florystki zbyt wiele nie ma. Książka będzie na zimę! :)
OdpowiedzUsuńSpodoba się na pewno :) can't wait <3
OdpowiedzUsuń