poniedziałek, 21 września 2015

LITERATURA KOBIECA VS. MĘSKA
Trochę ironiczny i napisany z przesadną generalizacją post, w którym wygłaszam jakże pełną nienawiści międzypłciowej mowę o różnicach między kobietą a mężczyzną. Nie jako autorka, ale jako Czytelniczka. I poniekąd studentka psychologii też. 

Potrzeba napisania tego postu zrodziła się we mnie odkąd dwa dni temu, udzielając wywiadu dla internetowego magazynu puellanova.pl dostałam takie oto pytanie: 

Określa się Pani książkę jako „literaturę kobiecą”. Czym, według Pani, jest właśnie ta „kobieca literatura”? Czy to znaczy, że mężczyzna nie przeczyta Pani książki z przyjemnością?

Na które odpowiedziałam: Nie ulega niczyjej wątpliwości, że mężczyźni i kobiety się od siebie różnią i to właśnie z powodu tych różnic dzieli się świat na męski i kobiecy. Ten kobiecy jest bardziej emocjonalny, bardziej skoncentrowany na relacjach międzyludzkich, rodzinie, dążeniu do osiągania szczęścia i poczucia bezpieczeństwa u boku mężczyzny oraz marzeniach. I taka właśnie jest literatura kobieca. Bliższa kobietom ze względu na swoją problematykę i sposób postrzegania świata. Nie znaczy to, że „Nie zmienił się tylko blond” nie może spodobać się żadnemu mężczyźnie i żaden mężczyzna mojej książki nie przeczyta. Nie. To po prostu książka o postrzeganiu rzeczywistości przez kobietę, bo pisana z jej punktu widzenia. Jeśli jakiś pan jest ciekawy jak wygląda świat z punktu widzenia zwariowanej trzydziestosiedmiolatki, to zachęcam do lektury mojej powieści. 

Ale chciałabym tutaj, na moim blogu dodać do tej wypowiedzi, że ja uwielbiam literaturę kobiecą, chociaż przez wielkich krytyków literackich uważana jest ona za totalne, komercyjne dno spychane na margines. Literatura kobieca jest prosta, emocjonalna i dotyka współczesnych problemów z jakimi na co dzień się mierzymy. Tak, jak napisałam wyżej, ona nie jest gorsza, ale INNA od każdego innego gatunku, specyficzna. Nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem dlaczego traktuje się książki skierowane do kobiet inaczej od "męskiej" (aczkolwiek takiego określenia przecież NIE MA) albo książek, z tak zwanej "wysokiej półki", których przeciętny czytelnik nie jest w stanie zrozumieć, bo nie zastanawia się nad zawartymi w treści nadsensami i nie zachwyca prozą poetycką. Czy autorki, które wkładają całe serce w jej pisanie i naprawdę robią to dobrze (żeby nie było, nie mówię o sobie, bo gdzie mi tam, ale o tych naprawdę świetnych, których mamy teraz w Polsce na pęczki), są w czymkolwiek gorsze od tych twórców, którzy zdobywają nagrody literackie, a ich sprzedaż jest wysoka tylko dlatego, że właśnie owe nagrody dostały i wszyscy zgodnie przytakują, jakie to one nie są wspaniałe, tak naprawdę ich nie rozumiejąc? Czy te autorki specjalizujące się w literaturze kobiecej poświęcają na pisanie swoich książek mniej czasu? Czy one są analfabetkami, które zdobywają rozgłos tylko dlatego, bo napisały kolejną "głupią i infantylną powiastkę dla kobiet"? NIE. Literatura kobieca jest ważna i potrzebna, tak samo jak kryminały czy thrillery, a może nawet i bardziej potrzebna, bo jest bliższa, bardziej osadzona na ziemi, a statystyki czytelnictwa w Polsce już od lat pokazują, że więcej czytają jednak KOBIETY i to właśnie takich książek. Czytają więcej całego tego "dna".Czytają o tym, co jest im bliskie i chcą o tym czytać. Dlaczego? Bo myślą i czują inaczej niż mężczyźni, czego najwidoczniej panowie  nie potrafią zrozumieć. 

I kiedy już sobie ponarzekałam, pokrzyczałam i podrwiłam, (a to wszystko z przesadną generalizacją, wiem) na zakończenie tego tekstu chciałabym napisać, że ja naprawdę nie mam problemu z szufladkowaniem powieść dla kobiet (w tym mojej) i nazywania ich literaturą kobiecą, bo rozumiem różnice międzypłciowe. Sama tak mówię o tym co piszę i nazwę tak swoje książki jeszcze milion razy. Tylko nie lubię tego, jak mężczyźni mówią o takich książkach z pogardą. Bo one nie są w niczym gorsze od innych, a problem polega jedynie w tym, że mężczyźni patrzą na świat zupełnie inaczej niż my i tego nie zrozumieją. Zadziwiająco łatwo przychodzi im natomiast ocenianie. I to pejoratywne. Bo ja jestem samcem. Jestem od ciebie większy i silniejszy i dlatego mam rację, a moje ma być na wierzchu. A to, co czytasz i piszesz to dno. Typowe, babskie harlequiny. Odłóż to i przeczytaj dobry, męski thriller.


Oczywiście, nie ma sprawy, bo sama "męskie" książki tez lubię. Tylko dlaczego ich tak się nie określa? Bo w dwudziestym pierwszym wieku babskie nadal równa się słabe? Naprawdę?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz