czwartek, 29 października 2015

CZY TO JUŻ ZANIEDBANIE?
Chciałabym Wam  dzisiaj coś tutaj napisać, ale jakoś mi nie wychodzi. Tworzę jakieś piękne i poetyckie tytuły postów tylko po to, żeby zaraz je usunąć. Żadna refleksja nie może finalnie dojść do głosu i szybko traci polot, co właściwie trwa zawzięcie już nie od dziś, przez co zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że tak rzadko tutaj zaglądam. 

Napiszę więc tylko na rozgrzewkę, że jestem, że żyję i piszę. Fakt faktem w ubiegłym tygodniu z powodu czasochłonnych spraw związanych ze studiami nieco mniej, ale konsekwentnie i ciągle. Staram się nie odpuszczać, a kilkudniowa przerwa właściwie chyba dobrze"zrobiła mi  na mózg". Weekendowy pobyt w domu był trochę jak świeży oddech i przysporzył mi nowych pomysłów, a długie godziny spędzone w mozolnie wlokących się do celu środkach lokomocji sprzyjają refleksjom. Tylko żeby jeszcze tak szybko nie robiło się ciemno, bo ostatnio nie wychodzi mi pisanie po nocach. Chociaż to właściwie jest dosyć zabawne, bo jeszcze rok temu pisałam "hobbystycznie" i właśnie wieczorami. Przez te książki sporo  wywróciło się do góry nogami. To moja pierwsza tak prawdziwie zapisana jesień spędzona między domem a Gdańskiem. Te wszystkie żółcie i czerwienie, którymi skrzą się krajobrazy są mocno inspirujące. I ten zbliżający do siebie ludzi chłód... Gotowy materiał na romantyczny melodramat, właśnie wtedy kiedy ja uparcie tkwię w komedii!  Ale wiecie co? Podoba mi się taka literacka jesień, naprawdę. I skończę tę komedię, a potem będzie romans. Jesienno-zimowy, a co! Z nutką dramatu w tle, żeby nie było za słodko.  :) 

A teraz idę zaparzyć gorącą herbatkę, opatulam się ciepłym kocykiem i zasiadam do udzielania wywiadu. Podeślę Wam niedługo link!

niedziela, 11 października 2015

TRUDNA OPOWIEŚĆ
Napisałam Wam wczoraj, że chociaż piszę teraz drugi tom mojej komediowej trylogii, to dzieje się też coś dziwnego, co zakłóca mi moje normalne funkcjonowanie. Mianowicie , bardzo niedawno, zrodziła się w mojej głowie historia, która po prostu do mnie krzyczy. Nie mam tak zawsze. Nie. Pomimo tego, że napisałam już całe 6 książek, zdarzyło mi się tak do tej pory tylko raz. A teraz drugi. Nie wiem, jak mam poprawnie funkcjonować, skoro siedzi mi ona w głowie i nie odpuszcza nawet na moment, więc pomyślałam, że może zrobi mi się jakoś tak lepiej, kiedy podzielę się z wami fragmentem. Na pewno wyjdzie z tego jakiś większy projekt, ale na tę chwilę jest to zbiór pojedynczych, kilkustronicowych scen. Mam dla Was dziś jedną z nich: 

W samotnej popielniczce stojącej na stole dogorywał ostatni niedopałek, a oni nawet nie zauważyli, kiedy zostali w mieszkaniu sami. Przez uchylone okno wpadało do środka owiewające ich, mroźne, zimowe powietrze, a z nie wyłączonych przez nikogo głośników nadal wydobywała się cicha, senna melodia. Kolejna piosenka z jakiejś przypadkowej playlisty.
- Lubię twoje obojczyki, wiesz? – powiedział rozmarzonym głosem opierając głowę o wyciągniętą na oparciu kanapy rękę.
 Zerknęła na niego z delikatnym uśmiechem, wcale się temu wyznaniu nie dziwiąc, i krzyżując w kostkach wyciągnięte przed siebie nogi wtuliła się w tę jego leżącą za jej plecami rękę jeszcze bardziej.
- Wiem. Mówiłeś to już setki razy. Lubisz moje obojczyki. Wiem o tym.  
Niepewnie powiódł po jednym z nich palcem. 
- Ale chyba jeszcze nigdy nie podobały mi się aż tak. 
Nie odsunęła się, chociaż tego wieczoru ponad milion razy strzepnęła z siebie jego dłonie, więc na jego usta wypłynęło dyskretne zadowolenie. Zamknął oczy rozkoszując się dotykiem jej skóry. Poza obojczykami i olśniewającym uśmiechem lubił też ciepło jej ciała. Chociaż nie… Uwielbiał je. Uwielbiał bez granic. 
- O czym teraz myślisz? – zapytała, tym razem patrząc przed siebie i leniwie uniosła rękę, żeby dotknąć jego wiszącej obok jej głowy dłoni.
- O tobie. I o mnie. 
Przymknęła oczy urzeczona tonem jego głosu. Ona dla odmiany chyba najbardziej lubiła właśnie go słuchać.
- A ty? O czym myślisz? – zapytał, zaplatając palce z jej palcami.
- Nie wiem. Chyba o niczym. Chyba odpływam - wyznała, pomimo tego, że wcale nie była pijana. Chociaż alkohol, który wypiła, sprawiał, że czuła się teraz naprawdę przyjemnie, nadal miała kontakt z rzeczywistością. 
- Aha – mruknął i potarł kciukiem skórę na wierzchu jej dłoni. 
Z zamkniętymi oczami i sielskim uśmiechem zdawała mu się wyglądać teraz trochę jak mała dziewczynka.
- I co jeszcze myślisz? – zapytała. Nie otwierając oczu ani na moment wsłuchała się jeszcze bardziej w dopływającą do jej uszu, cichą muzykę. Podobała jej się. Była przenikająca i smutna. W pewien trudny do opisania sposób wspaniała. 
Znowu potarł kciukiem jej skórę.
- Że chciałbym całować teraz twoje obojczyki - powiedział. 
Powoli otworzyła oczy i przekręciła głowę w jego kierunku. Nadal trzymała go jednak za rękę.
- Co?  Co powiedziałeś?
- Chciałbym cię teraz całować Ada.

sobota, 10 października 2015

O HISTORIACH WIECZOROWĄ PORĄ. I O SMUTKU.

Są takie historie, które dobijają się i proszą o chwilę uwagi tak rozpaczliwie, że nijak nie da im się odmówić.Kiedyś powiedziałabym, że są jak koty. Wpychają się na kolana łasząc jak szalone i błagalnym wzrokiem żebrzą o odrobinę czułości. Chcą, żeby je pogłaskać, a jak nie, to gotowe są wejść ci nawet na głowę, żeby spełnić swój cel. I nie ważne, która jest godzina, jak bardzo jesteś zmęczony, jak bardzo chcę ci się spać. Jeśli chociaż w ułamku, chociaż odrobinę nie dasz im upustu, nie będziesz w stanie nic więcej zrobić. Zasnąć. Poczytać. Cokolwiek. U mnie dziś właśnie ten stan. 

Zauważyłam, że ostatnio strasznie dużo wokół mnie smutku. Łez, cierpienia, niedomówień, niełatwych miłości. Boli mnie to wszystko, autentycznie. I przenika do głębi. Męczy i prowokuje do przemyśleń. Jesień nie jest dobra porą roku dla komedii, ale się nie dam . Przez chwilę będę skakać między dwoma historiami jak z kwiatka na kwiatek dla swojej równowagi emocjonalnej, ale będę twarda. Nie dam się wyrwać ze świata Zuzanny nawet przez to, że wzywa mnie zupełnie inny, drugi świat. Jakoś to połączę, bez obaw.
Tylko pytanie, który z nich weźmie górę jako pierwszy, a który odpuści. 

sobota, 3 października 2015

DLACZEGO WŁAŚNIE KOMEDIE?! 
Od razu wyjaśniam: Nie tylko komedie, bo bardziej problematyczne książki też. Ale głównie one. No bo dlaczego nie? :) 

Podczas gdy dzieci śmieją się około 400 razy dziennie, to dorośli zaledwie 15 razy w ciągu dnia. Kiedy się śmiejemy, wzrasta poziom endorfin w naszym organizmie i jesteśmy szczęśliwsi. Śmiejąc się dotleniamy nasz organizm, co jest dobre nie tylko dla mózgu i wysokiej poziomu naszej koncentracji ale dla całego ciała. Poczucie humoru świadczy o wysokim poziomie inteligencji, umiejętność śmiania się z siebie jest oznaką wysokiego poziomu własnej wartości, a śmianie się generalnie ma wpływa nawet na naszą wyższą odporność na patogeny. Śmiech to zdrowie! Po prostu trzeba się śmiać! (To są wiarygodne wyniki badań, wierzcie mi, ale nie chce mi się robić bibliografii i wyszukiwać skąd to wszystko wiem. Uczą mnie jednak o tym na studiach, wiec wierzę głęboko, że te informacje są rzetelne i potwierdzone naukowo :P)

Czy pisząc komedię przyczyniam się do niższej zachorowalności moich Czytelniczek? Czy wtedy o nie dbam? Czy jestem kimś w stylu dobrej samarytanki? A może chcę leczyć uśmiechem?! 

Garść statystyk i humoru na dobry początek. A tak na poważnie... Lubię komedie, chociaż dopóki nie napisałam pierwszej nigdy nie przypuszczałam, że odnajdę się w ich pisaniu i zadebiutuję własnie komedią. Wolałam zawsze pisać teksty bardziej problematyczne. Dramaty, melodramaty, wielkie historie miłosne. Aż tu nagle coś się zmieniło. Nie wiem co. Nie analizowałam rynku książki i nie doszłam do wyboru tego gatunku ze względu na to, że widzę w świecie książki "komediową" lukę. Sama jestem trochę zdziwiona, że zaskakująco łatwo przychodzi mi też wyłapywanie zabawnych historyjek i tekstów z otaczającej mnie rzeczywistości (chociaż pokusiłabym się o stwierdzenie, że sama więcej płaczę niż się śmieję). Dobrze się w tym czuję. Tworzenie zabawnych scen czy dialogów na swój sposób mnie relaksuje. Jest przyjemne i łatwe. W większości. Bo nie zawsze. Ale nie obciąża mnie to. Nie płaczę pisząc o swoich bohaterach, nie jestem do głębi przesiąknięta "ciężkimi emocjami" i bólem, potrafię koncentrować się też na innych rzeczach a nie tylko ich życiu. Śpię nocami, a nie kręcę się do rana tak, jak podczas pisania dramatów, kiedy szaleje we mnie jakiś wulkan i obsesyjnie myślę o tekście. 

Komediowo - tak właśnie widzę świat. Przez różowe okulary. A może tak własnie chcę go widzieć i właśnie dlatego moje teksty  są zabawne i lekkie?

Hmy... A może piszę komedie bo za dużo jest dookoła problemów? Ile można słuchać o tym, że świat jest zły, co chwilę ktoś umiera, kogoś mordują, gdzieś trwa wojna, podwyżki nie będzie i tak dalej, i tak w kółko. Nie tylko Macieju. Pisząc komedie dobrze się bawię i odrywam od tego wszystkiego. Mam nadzieję, że kiedy Czytelniczki czytały "Nie zmienił się tylko blond" też tego doświadczyły. Na chwilę przeniosły w inny, lepszy świat, w którym problemy, owszem, są, ale wszystko kończy się dobrze, a życie przedstawione jest trochę z przymrużeniem oka. Komedie są też taką moją swoistą nadzieją. Na to, że może być lepiej.  

Lubię to. Lubię czytać takie książki i odnajduję się w ich tworzeniu. A skoro to lubię, no to czemu nie? Czemu ich nie pisać, skoro sprawia mi to przyjemność?