niedziela, 29 marca 2015

SKOŃCZYŁAM! 
Uff. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że skończyłam właśnie Katarzynę i czuję się o dwadzieścia kilo lżejsza. Oczywiście czekają ją jeszcze poprawki i wiele innych rzeczy, ale pierwszy szkic uważam za zamknięty i odkładam go na kilka dni. Wielka, wielka radość, tym bardziej, że siedziałam nad tym utworem najdłużej ze wszystkich. Właściwie, jak by tak popatrzeć na to z perspektywy czasu, to zaczęłam go pisać jeszcze w liceum, a po latach odgrzebałam i z opowiadnaia wyszła powieść. 
No dobrze. Nie będę też ukrywała, że nie jest to nic lekkiego i czuję się emocjonalnie rozwalona zwłaszcza dlatego,  że płakałam pisząc końcówkę. Myślę, że przez najbliższy czas nie będzie żadnej psychologii i na jakiś czas wrócę do śmieszych utworów bardzo w stylu Iwonki.

Wracając jednak do Katarzyny i korzystając ze sprzyjającej okazji, chciałabym napisać wam kilka słów o niesamowitym miejscu, które odkryłam pisząc jedną ze scen utworu, a raczej poprzedzającego pisanie researchu. 



Moi drodzy: Toronto. Black Creek Pioneer Village. 
Historyczna wioska odtwarzajaca życie osadników z XIX w. w skład której wchodzi: 
1. ok. 40 budynków z wyposażeniem, 
2. piękne widoczki, 
3. niesamowite rekonstrukcje, 
a przede wszystkim historyczna, fascyunjąca podróż w przeszłość. 
Co wy na to? Lecimy do Kanady?! Ja nabieram na to coraz większej ochoty. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz